Doczekałam się tarasu. Jest naprawdę fantastyczny. Szkoda, że lato się już skończyło... W zasadzie skorzystałam tylko z paru chwil na moich drewnianych deskach, ale myśl, że już od wiosny będę mogła jadać śniadania na świeżym powietrzu... eh.
Taras był robiony "własnym sumptem" w kilku wolnych chwilach jakie znajdujemy w tygodniu więc trwało to i trwało. Ale dzięki temu długiemu oczekiwaniu, efekt smakuje jeszcze lepiej!
Deski zakupiliśmy w tartaku, ogrodzenie i farbę w Castoramie. Najcięższym elementem konstrukcji, a zarazem zupełnie niewidocznym było jego wypoziomowanie i ustawienie betonowych bloczków pod deskami tak aby taras był prosty, a woda miała gdzie spływać oraz aby wyjście z jadalni było praktycznie na równi z podłogą.
Przypominam jak wyglądał teren pod taras:
A teraz praca praca praca:
I efekt prawie końcowy (brakuje mi tu jeszcze zieleni i kwiatów, ale to dopiero na wiosnę...):